5 grudnia 2011

Kremy BB Skin79

Od jakichś dwóch tygodni testuję moje pierwsze kremy BB. Tyle o nich słyszałam, że nie mogłam nie spróbować :)

Posiadam dwa produkty z firmy Skin79: 
Super + Beblesh Balm Triple Function (wersja w pomarańczowym opakowaniu) i korektor The Oriental BB Line Cover BB Cream Plus.

Kosmetyki zamówiłam z Korei. Przyszły w oryginalnych kartonikach, dodatkowo korektor miał plombę przy zakrętce, co świadczy, że nie był używany.

Plomba na korektorze Oriental.

Hologram na kremie BB.

Jakie są moje wrażenia po 2 tygodniach testów?
Generalnie jestem trochę rozczarowana ich działaniem. Chyba liczyłam, że odnajdę cudowne połączenie kremu pielęgnacyjnego z filtrem i fluidu, a tu klops :)
Oceniam produkty pod kątem mojej mieszanej cery.

Skin79: Super + Beblesh Balm Triple Function (wersja w pomarańczowym opakowaniu)

Plusy:
+ dość dobrze kryje
+ łatwo się rozprowadza
+ zawiera wysoki SPF50+
+ lekki, nie czuć go na skórze
+ delikatny, niedrażniący zapach
+ wygodne, higieniczne opakowanie

Minusy:
- podkreśla suche skórki (wcześniej nie wiedziałam, że je mam:)
- kolor testowany na dłoni wydaje się być ok, ale na twarzy daje efekt zbyt bladej i niezdrowej cery
- twarz po nałożeniu kremu świeci się, bez pudru ani rusz
- miał poprawiać stan skóry, a tymczasem mam wrażenie, że jest niestety jest na odwrót
- nawilża niewystarczająco, bez zwykłego kremy nawilżającego się nie obędzie.


The Oriental BB Line Cover BB Cream Plus

Plusy:
+ kolor - lekko brzoskwiniowy - idealny pod oczy
+ lekka konsystencja, nie wyczuwalny na skórze
+ duża pojemność - 10g

Minusy:
- zapach "babcinych " pudrów
- włazi w zmarszczki
- średnio kryje cienie pod oczami, na pewno gorzej niż mineralny korektor Maybelline (mój faworyt od kilku lat)
- produkt na początku samoczynnie wylewał się z tubki po odkręceniu zakrętki













Tak prezentują się kolory: 

Od lewej: korektor Oriental, Super+ BB Triple Function "pomarańczowy"
Od lewej: korektor Oriental, Super+ BB Triple Function "pomarańczowy"
Od lewej: korektor Oriental, Super+ BB Triple Function "pomarańczowy"

Mam nadzieję, że moja opinia się Wam przyda.

Pozdrawiam
Buziaki

7 listopada 2011

Jesienne powroty

Wraz z nadejściem chłodniejszych dni powróciłam do dwóch kosmetyków, o których zapomniałam w okresie letnim.

Pierwszym z nich jest Ultradelikatny róż do policzków z Inglota nr 73.





O tym różu wspominałam już kiedyś na moim kanale YT. Kolor nr 73 idealnie pasuje na sezon jesienno-zimowy. Ładnie ożywia moją bladą cerę. Ten odcień polecam do cer naczynkowych, gdyż niweluje on naturalne rumieńce i zaczerwienienia na policzkach.
Róż jest dobrze napigmentowany. Trzeba go nakładać z umiarem miękkim, dużym pędzlem, bo można przesadzić. Jest trwały.

Kolejny kosmetyk, z którym się ostatnio przeprosiłam to Manhattan Soft Mat Lipcream nr 56K




Kolor pomadki jest dość intensywny i widoczny, ale dzięki matowemu wykończeniu efekt jest subtelniejszy. Pomadka długo utrzymuje się na ustach.

Bardzo lubię taki zestaw kolorów na twarzy. Obecnie używam ich praktycznie codziennie.


Pozdrawiam
Buziaki

6 listopada 2011

Lirene Intensive Cover - recenzja

Po tym jak zaczęłam podejrzewać podkład mineralny Pixie o zapychanie, postanowiłam na jakiś czas porzucić minerały i zamienić je na tradycyjny fluid. Padło na Lirene Intensive Cover (jak zwykle zakup sugerowany YT :) To podobno zamiennik Bourjois Healthy Mix, ale ja nie mam niestety porównania, gdyż tego drugiego nie używałam.

Za podkład Lirene zapłaciłam około 25 zł. Jego pojemność to 30 ml.
Moja cera: mieszana, naczynkowa, problematyczna.

Tak prezentuje się opakowanie:



Opakowanie
Higieniczne z pompką. Wygodne.

Paleta kolorów
Uboga. Mam cerę jasną, ale nie bardzo bladą. Mnie się udało znaleźć odcień w miarę pasujący, ale mógłby być nieco jaśniejszy. Mam kolor beżowy nr 707. Bledzioszki będą miały problem z doborem odcienia.




Konsystencja
Gęsta i ciężkawa. Podkład czuć na twarzy w trakcie i tuż po aplikacji. Dość długo się wchłania. Wygładza cerę dzięki silikonom. Jest zupełnie niewidoczny na twarzy, nawet z bliska.

Krycie
Podkład dobrze ujednolica cerę, kryje przebarwienia, zaczerwienienia. Do większych niespodzianek potrzeba korektora.

Świecenie
Podkład w ogóle nie matuje. Zresztą producent tego nie obiecuje. Skóra już po nałożeniu lekko się błyszczy. Bez pudru się nie obędzie.

Aplikacja
Bezproblemowa. Nie robi smug. Nakładam palcami. Ale pędzel do podkładu też się sprawdza.

Trwałość
Po przypudrowaniu wytrzymuje bez zmian około 6h. Przy pocieraniu i dotykaniu twarzy może się zetrzeć. Pod wieczór znika z nosa i trochę się świeci, ale tragedii nie ma.

Fluid bez przypudrowania:


 Fluid po przypudrowaniu, z różem Inglota:




Moja ocena: 4/6
Czy kupię ponownie: raczej nie

Edit: Podkład świetnie się sprawdza podczas mrozów. Chroni buzię przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi. Dobrze sprawuje się nawet na tłustych zimowych kremach. Nie spływa. Oczywiście trzeba twarz przypudrować.


Pozdrawiam
XOXO

Bourjois Volume Fast & Perfect Rotating Mascara

O tym tuszu po raz pierwszy dowiedziałam się z YT (jak zwykle :) i od razu zapragnęłam go przetestować. Chciałam na własnej skórze przekonać się, czy tego typu wynalazek sprawdzi się i jakie będą efekty używania rotującej szczoteczki.

Tusz Bourjois Volume Fast & Perfect nie należy do najtańszych, porównując z innymi drogeryjnymi maskarami. Zapłaciłam za niego około 55 zł. Tusz ma pojemność 9 ml.

Tak prezentuje się opakowanie i szczoteczka:




Szczoteczka
Jest tradycyjna, dość długa i niezbyt szeroka. Obejmuje za jednym razem wszystkie rzęsy. Minusem jest zbierający się na końcu tusz.

Konsystencja
Tusz na początku był bardzo rzadki i sklejał mocno rzęsy. Po około 2 tygodniach tusz zgęstniał i zdecydowanie lepiej rozdzielał i rozczesywał rzęsy. Ale wciąż zdarzało mu się przy drugiej warstwie delikatnie sklejać rzęsy. Po miesiącu zaczęły pojawiać się malutkie grudki.

Aplikacja
Minęło trochę czasu zanim nauczyłam się posługiwać obrotową szczoteczką. Kilka razy wkręciłam sobie w nią rzęsy :)

Efekt na rzęsach
Tusz dobrze wydłuża rzęsy. Pogrubienie widać po drugiej warstwie. Efekt jest wyrazisty. Jednak przy drugiej warstwie łatwo o sklejenie rzęs.

Kolor
Intensywnie czarny i wyrazisty.

Trwałość
Tusz wytrzymuje cały dzień, nie znika z rzęs i nie osypuje się.

Demakijaż
Największy minus tuszu i powód, dla którego nie kupię jej więcej. Maskarę bardzo trudno zmyć. Stosuję płyny micelarne, dwufazowe i żele do mycia twarzy, a i tak budzę się rano z ciemnymi smugami przy dolnych rzęsach.






Moja ocena: 3/6
Czy kupię ponownie: Nie

16 października 2011

Demakijaż oliwą?

Jakiś czas temu wpadłam na film na YT z cyklu DIY (zrób to sam) o tym jak zrobić domowym sposobem 2-fazowy płyn do demakijażu.
Po niemiłych doświadczeniach z płynem Nivea i niemożności dostania płynu z Bielendy postanowiłam zrobić sobie własny 2-fazowy płyn do demakijażu. Oto co mi wyszło:



Jak go zrobiłam?

To bardzo proste. Wzięłam puste i czyste opakowanie po innym płynie. Nalałam do niego oliwę z oliwek extra virgin i przegotowaną wodę w stosunku 1:1. Zamknęłam opakowanie. I to wszystko :)

Jakie są moje wrażenia po zużyciu 3/4 buteleczki płynu?

Zalety:
Płyn bardzo szybko i dokładnie rozpuszcza makijaż twarzy i oczu (w tym tusz do rzęs i eyeliner).
Nie podrażnia cery i oczu, jest bardzo delikatny.
Jest tani i w 100% naturalny.

Wady:
Zapach. Ja go toleruję, ale czasami mam wrażenie jakbym przecierała twarz sosem sałatkowym :)
Jeżeli płyn przypadkiem się nam rozleje, to zostawia tłuste plamy. Załatwiłam sobie w ten sposób sofę (demakijaż robię zwykle przed telewizorem).

+/-
Pozostawia film na twarzy, który usuwam przemywając skórę hydrolatem oczarowym, płynem micelarnym lub myjąc twarz żelem.

Jaka jest trwałość takiego własnoręcznie zrobionego płynu?

Przechowuję ten płyn w temperaturze pokojowej w nienasłonecznionym miejscu. Właśnie kończę pierwszą butelkę. Nie zauważyłam żadnych objawów psucia, jełczenia itp. Płyn sprawuje się nadal tak samo dobrze jak na początku.

Polecam wypróbować!

Obecnie zamierzam przetestować metodę oczyszczania twarzy olejami OCM i szmatką z mikrofibry. Zobaczymy, która metoda lepiej sprawdzi się na mojej twarzy.

Pozdrawiam
Buziaki

21 września 2011

Mascary Wibo i Lovely

Hej
Dzisiaj na tapecie lądują trzy tusze do rzęs, których ostatnio używam:

Wibo Beautiful As Rose
Wibo Growing Lashes
Lovely Collagen Wear



Od lewej: Wibo Growing Lashes, Wibo Beautiful As Rose, Lovely Collagen Wear

Odkąd zachwyciłam się różową mascarą Wibo Extreme Lashes, zaczęłam testować też inne tusze z tej samej firmy (Wibo i Lovely to ten sam producent). Moje spostrzeżenia:

Wibo Beautiful As Rose

Kupiłam ten tusz z czystej ciekawości. Nigdy nie miałam mascary z okrągłą silikonową szczoteczką, więc się skusiłam. Niestety tusz okazał się sklejać rzęsy i tworzyć efekt owadzich nóżek. Szczoteczka jest niewygodna w użyciu, ma zbyt rzadkie "ząbki", przez co nie da się dokładnie rozczesać rzęs. Do tego tusz ciężko zmyć, a stosuję różne płyny micelarne, 2-fazowe, nawet żel do mycia twarzy i woda nie do końca sobie radzą. Zauważyłam, że to przypadłość wszystkich mascar z Wibo jakie testowałam.

 Wibo Growing Lashes

Szczoteczka tej mascary bywa porównywana do szczotki Max Factor False Lash Efect.  Ja bym sklasyfikowała ją gdzieś pomiędzy Masterpiece a False Lash. W każdym razie szczoteczka tuszu Wibo Growing Lashes jest mała i poręczna. Świetnie rozczesuje rzęsy. Gdy pierwszy raz użyłam tej mascary byłam bardzo mile zaskoczona. Tusz przypadł mi do gustu. Uwielbiam mieć ładnie rozczesane, gęste rzęsy. I ta mascara robi wszystko, czego od niej oczkuję. Można nakładać kilka warstw, bez obawy sklejenia rzęs. Do tego cena jest bardzo przystępna. Ale.. no właśnie jest jedna wada tej mascary, która powstrzymuje mnie od ponowienia zakupu. Demakijaż. Co wieczór męczę się ze zmyciem tego tuszu. A stosuję różne płyny do demakijażu, a ostatnio nawet oliwę z oliwek :) Niestety żaden z tych specyfików nie radzi sobie do końca ze zmyciem tego tuszu.

Lovely Collagen Wear

To ostatni mój zakup. O tej mascarze przeczytałam dużo pozytywnych opinii. Na plus na pewno jest łatwy demakijaż.  Jeśli chodzi o szczotkę - jest tradycyjna i ogromniasta. Mam małe, głęboko osadzone oczy, więc podczas malowania rzęs tą mascarą zawsze się gdzieś upaćkam. Tusz daje raczej delikatny efekt. Trzeba się trochę namachać, aby uzyskać satysfakcjonujący, dzienny makijaż oka. Gdy jest się nieostrożnym, mascara potrafi skleić rzęsy. Jak dla mnie tusz jest zbyt delikatny.

Pozdrawiam!

3 września 2011

Jestem na nie

Z braku 2-fazowego płynu do demakijażu z Bielendy zakupiłam płyn z Nivea. Akurat był w promocji, więc się skusiłam. Niestety dwufazowiec okazał się chybionym zakupem. Strasznie szczypie mnie skóra wokół oczu podczas zmywania nim makijażu. Osobom o wrażliwych oczach radzę omijać go szerokim łukiem. Jakby tego było mało warstw płynu praktycznie nie da się połączyć. Choćby nie wiem jak mocno potrząsać buteleczką. Po raz kolejny przekonałam się, że kosmetyki Nivea nie są dla mnie.

16 lipca 2011

Lakier do paznokci pachnący różami

Niedawno w Rossmannie natknęłam się na limitowaną kolekcję kosmetyków Wibo. Mój wzrok przyciągnęły głównie lakiery do paznokci. Spośród nich wybrałam rozbielonej mandarynki nr 3.


Lakier jest dosyć rzadki, kryje po 2 warstwach. Rzeczywiście pachnie różami podczas wysychania i dzień, dwa po malowaniu. Emalia trzyma się 3 dni bez żadnych odprysków (a nie oszczędzam paznokci).


Podsumowując jest to bardzo udany lakier Wibo. Do tego kosztował parę złotych za 12 ml. Występuje w kilku odcieniach, ale innych raczej nie kupię, bo już posiadam podobne w kolekcji.

Pozdrawiam

4 lipca 2011

Opalenizna w kilka chwil

Jestem typowym bladziuchem. Opalam się bardzo powoli i zwykle dłuższa ekspozycja słoneczna kończy się alergią. Dlatego zawsze w sezonie letnim, kiedy odsłaniamy ciało i pokazujemy nogi, szukam kosmetyków, które zastąpią mi naturalną opaleniznę.

Najciężej jest mi opalić nogi. Już w zeszłym roku znalazłam sposób aby nadać im delikatnie brązowy odcień w kilka chwil.

W tym celu idealnie sprawdzają się "rajstopy w spray'u" Sally Hansen Airbrush Legs w kolorze Tan Glow. Kosmetyk ten kupiłam w zeszłym roku na allegro za dwadzieścia kilka złotych i mam go do dziś. Spray jest wydajny i łatwy w użyciu. A przede wszystkim daje bardzo ładny efekt delikatnej naturalnej opalenizny.

W tym roku skusiłam się również na żel brązujący z Rimmela Sun Shimmer, Face & Body Instant Tan Make-Up, kosztował około 21 zł. Mój kolor to Medium matte. Co do niego mam mieszane uczucia. Produkt ma specyficzny zapach i trudno go zmyć po aplikacji z dłoni. Nadaje brązowy kolor, ale już nie ujednolica skóry tak dobrze, jak robi to Sally Hansen. Do tego żel Sun Shimmer powoduje u mnie zaczerwienieni i podrażnienie skóry, które znika po jakimś czasie. Nie polecam tego produktu osobom o wrażliwej skórze. Ja zaopatrzyłam się w rękawiczki do nakładania samoopalacza i problem brudnych dłoni zniknął. Ale raczej nie ponowie zakupu tego kosmetyku.



A oto próbka działania tych produktów na moich nogach :)



Na koniec dodam, że oba produkty są trwałe. Zmywają się dopiero wodą z mydłem.

11 czerwca 2011

Pogromca kołtunów

Odkąd pierwszy raz zobaczyłam ją na YouTube, zaciekawiła mnie i obiecałam sobie, że kiedyś ją wypróbuję. Mowa tu o Tangle Teezer - magicznej szczotce, która nie ciągnie za włosy i rozczesuje wszelkie kołtuny.

Tyle, że robiłam zakupy w pośpiechu i nie sprawdziłam dokładnie aukcji.
Chyba trafiła mi się podróbka. Moja szczotka przyszła w kartoniku zamiast plastikowego opakowania. Do tego nie ma podpisu Shaun P. ani znaku R. Jak tylko otworzyłam paczkę wydało mi się podejrzane, że nie dostałam paragonu. Na "niby" oryginalnym opakowaniu nie mamy kodu kreskowego czy nazwy producenta.
Szczotka jest w kolorze niebieskim, ale nie perłowym.
Jeżeli chodzi o działanie szczotka nie ciągnie i dobrze radzi sobie ze splątanymi włosami. No ale sama świadomość, że to podróbka..
Polecam dobrze sprawdzić aukcje przed zakupem na allegro.
Z tego co widzie z aukcji, na której ja kupowałam szczotkę, sprzedano wszystkie przedmioty. Więc nie tylko ja dałam się złapać na fałszywkę.

Moje małe cudeńko :)

Muszę się Wam pochwalić moim nowym zakupem internetowym. Czaiłam się na niego już ładne kilka miesięcy.
Jest to różo-bronzer firmy Flormar. Wybrałam chyba najpopularniejszy odcień nr P115.



Kolory są prześliczne, jakby wprost stworzone dla mnie :) Słodka brzoskwinka z kroplą różu i chłodny odcień jasnego brązu. Różo-bronzer ma aksamitną konsystencję. Jest miękki, łatwo się nakłada i rozciera. Duo posiada bardzo drobno zmielone drobinki, daje dyskretny efekt rozświetlenia na twarzy.



Kolejną zaletą kosmetyku jest trwałość - utrzymuje się na twarzy od rana do wieczora. Nie znika w niewyjaśnionych okolicznościach :) Opakowanie zawiera aż 14 g produktu.
A że cena też jest bardzo przyjazna, to już w ogóle cud, miód i orzeszki ;)

Moja ocena: 6/6
Cena: około 18 zł (z przesyłką)